Dobry początek
TEATR DRAMATYCZNY otworzył nowy okres w swoich dziejach. Nowy dyrektor znany aktor Andrzej Szczepkowski dał na początek w swojej reżyserii nie znaną dotąd u nas sztukę współczulnego francuskiego pisarza Claude Aveline'a "Brouart i nieporządek". Claude Aveline, o którym wiedzieliśmy dotąd tylko tyle, że jest autorem słynnego wiersza "Portret ptaku, którego nie ma" - objawił się nam teraz jako świetny znawca teatru. A przynajmniej tej jego strony, którą nazywamy dialogiem. Postaci w sztuce Aveline'a prowadzą zupełnie swobodne rozmowy bez śladu sztuczności i oderwania od życia - a przez ich własny, indywidualny język autor bez trudności i natręctwa przeprowadza swoje myśli i realizuje swoje cele. Język ten bardzo potocznie i bardzo prawdziwie zabrzmiał w przekładzie Romany Szczepkowskiej.
Sztuka "Brouart i nieporządek" powstała podobno jako rozwinięcie słuchowiska radiowego, w którym występowały tylko dwie osoby. Można i teraz jeszcze odnaleźć w niej pozostałości radiowej konwencji, choćby w zbyt "przegadanej" ekspozycji czy w przydługim monologu Brouarta w drugiej części przedstawienia, który dzięki znakomitej technice i talentowi Zbigniewa Zapasiewicza robi jednak wrażenie na widzach. Ale poza tym - rzecz jest nawet efektowna scenicznie. Nowoczesna czy tradycyjna? Tego nigdy na pewno nie wiadomo, zważywszy, że pewne rzeczy uważane i uznane za nowoczesne nudzą nas śmiertelnie od kilkudziesięciu lat, a Inne znowu, tak zwane tradycyjne, nagle i niespodziewanie odkryte porażają świeżością. "Brouart i nieporządek" interesuje współczesną widownię, wciąga, zajmuje i nie nudzi. Oto prawdziwie nowoczesne zalety. W sposobie budowy dialogu, charakterów postaci działających, w tonie humoru Aveline przypomina jak gdyby Anatola France'a, który próbuje nieco powstrzymać przyjemność zalewania nas potokiem słów. W każdym razie nie jest to zła szkoła, i nie najgorszy nauczyciel. Coś z tej szkoły jest także w sposobie traktowania przez autora nawet postaci, która w oczywisty sposób nie budzi jego sympatii. Chodzi o tytułową osobę Brouarta. Jest to mentalność kapralska, ale uszlachetniona galijską inteligencją (co zresztą stawia kapralstwo francuskie nieco wyżej od pruskiego). Zarozumialec, pyszałek, sadysta, tchórz udający bohatera. mądrala, my powiedzielibyśmy także dogmatyk. Ale wszystkie te odrażające cechy charakteru nie przeszkadzają Aveline'owi spojrzeć na Brouarta nie bez pewnej czułości dla jego pełnego, choć może właśnie dlatego dość nędznego człowieczeństwa. Bardzo to miły i szlachetny sposób patrzenia na życie i ludzi, choć podobno niepraktyczny. Praktyczniej jest żywić nienawiść do przeciwnika - ale wtedy trzeba się samemu dobrze czuć w roli czyjegoś wroga. Nie każdy to lubi. To ciepło bijące ze sposobu potraktowania Brouarta przez autora sztuki wykorzystał Zbigniew Zapasiewicz, kreujący główną rolę. Trzeba koniecznie pójść i zobaczyć ten prawdziwie piękny i czysty koncert aktorstwa. Rola Brouarta to dalszy potężny krok w rozwoju tego już świetnego, a przecież jeszcze młodego aktora - jednego z niewielu u nas, niestety, którzy potrafią traktować swój zawód także jako rzemiosło, a nie tylko jako okazję do swobodnej improwizacji przed publicznością. Doskonałym partnerem Zapasiewicza był Zygmunt Kęstowicz. Role adwokata i jednocześnie ofiary swego klienta zagrał Mieczysław Voit. Nieszczęśliwego psychopatę Pouzina, obdarzonego niezwykłym zmysłem przeczucia śmierci, trafnie pokazał Maciej Borniński. Dyrektorem wiezienia był Stefan Śródka.
Jak widać z tego wyliczenia, na scenie Teatru Dramatycznego w bieżącym sezonie oglądać będziemy wielu aktorów, którzy dotąd próbowali szczęścia w innych teatrach. Dobry początek dobrze wróży na przyszłość.